Po takim weekendzie jak ostatni
to by się następnych kilka dni wolnych przydało, żeby nadmiar wrażeń odreagować.
I nie – nie startowałam w Maratonie Warszawskim, nie przebiegłam 40 kilometrów,
ale chcąc dotrzeć na zaplanowane koncerty w weekend, w obrębie miasta prawie
100 km pokonałam.
trasa: Ursynów – Wawer – Ursynów
Na koniec Warszawskiej Jesieni szumnie
zapowiadane „dzieło” Jagody Szmytki LOST
-transmedialne awangardowe Talent Show. Że też nic mnie cholera nie tknęło..
Czapki z głów przed
organizatorami. Bo żeby pastisz talent show organizować w studiu ATM, gdzie
piętro niżej w dokładnie tym samym czasie nagrywano Taniec-z-Wiadomo-Kim
to trzeba mieć fantazję nieziemską. I tu by się skończyły moje dobre
skojarzenia z tym wieczorem. Bo próbuje sobie przypomnieć, czy między
migającymi światłami, świecącymi cekinami, inscenizowanymi wywiadami z
występującymi „gwiazdami”, ich wersjami powszechnie znanych przebojów, czy tam było
coś muzycznie ciekawego. Hm, po jednej z bardziej utalentowanych
kompozytorek polskich (filozofka i kompozytorka z Legnicy, i link do Jej strony) czegoś innego się spodziewałam. Przeładowanie bodźcami- bo oprócz śpiewania i wywiadów były
jeszcze wizualizacje i odcinki autorskiego serialu - i wszystko przez półtorej
godziny, tylko po to by na koniec się dowiedzieć, że cały performance to
metafora złożoności osobowości Millenii (przedstawicielki pokolenia Millenialsów),
za którą Autorka się uważa, i że bycie tą Millenią jest bardzo ciężkie.
Dziękuję. To wiem i bez krzywdzenia swoich oczy i uszu w piątkowy wieczór. Millenialsi są wałkowani przez większość publicystów w prawo i lewo, i prawie już z lodówki wylewają się ze swoim smutkiem cierpienia i samotności w erze mediów społecznościach. Ale inna refleksja wydaje mi się ważniejsza po tym wieczorze – nie wiem, czy tak samo banalna jak rozważania o Millenialsach, ale przypomniał mi się tegoroczny PROJEKT P (Teatr Wielki udostępniał młodym kompozytorom przestrzeń na ich działania i przez trzy lata z rzędu wiosną można było zobaczyć efekty). „Requiem dla ikony” - opera o Jackie Kennedy. Kapitalna w treści – o kobiecie, której życie podporządkowane jest formie (ceremoniałom, rodzinie), a w formie znowu mocno popkulturowa (sama Jackie była przecież ikoną tego świata pop), ale Batman na scenie operowej? Kaczor Donald? Nie oburzam się. Z zaciekawieniem czekam, jak rozwijać się będą mariaże kultury wysokiej z POPem. Kupię POPcorn i rozsiądę się jak w kinopleksie by to obserwować w 3D.
trasa: Ursynów – Centrum – Ursynów
Po piątkowej zgrozie bardzo potrzebowałam
czegoś, co mnie ukoi. Bardzo. I o dziwo znalazłam to w szaleństwie Szalonych Dni Muzyki, których kolejna edycja odbywała się
w na Placu Teatralnym i w Teatrze Wielkim. Od piątku do niedzieli, 5 sal,
koncerty od 10 rano do 22 i banalnie tanie bilety. Nie jestem zwolennikiem spędzania na takich
imprezach całych dni, biegania między jednym a drugim koncertem, po trzecim już
nie pamiętając jaki był pierwszy. Więc w sobotę, zgodnie z założeniem było
błogo i kojąco. Kwartety smyczkowe oraz panowie Schoenberg
i Webern sprawdzają się w takich sytuacjach jak nic innego. Pewnie jeszcze kiedyś
poświęcę im więcej czasu na blogu, póki co mała zajawka
W niedzielę wypadało się zdynamizować
przed nadchodzącym tygodniem więc poddałam się lekkiemu tornadu dźwięków, które
momentami spokojnie mogłoby być soundtrackiem do filmów grozy. Tu z kolei
Bartok (tego pana KONIECZNIE proszę zapamiętać, albo nawet już zacząć kochać)
I żeby nie było, że tylko marudzę
i narzekam - nie powiem, że ludzie szeleścili papierkami w trakcie koncertu,
nie powiem, że panienka w pierwszym rzędzie bezczelnie filmowała, ale powiem za
to: MŁODZI DO OPERY. Bo zaniżałam tam średnią wieku, a koncerty i cały festiwal
były zbyt fajne żeby Was omijały :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz