Ekonomiści,
bankowcy, analitycy maści wszelkiej rzadko uchodzą za istoty uduchowione. Nie bez
przyczyny – przynajmniej kilkuletni „trening”
na uczelni ekonomicznej dotyczący pragmatyzmu, efektywności i skupienie na celu
dość skutecznie wypiera myślenie o świecie w kategoriach estetyki.. wiem, bo sama
to przechodziłam.
Nie
wiem jakim cudem udało mi się uchować, jakim cudem odróżniam Szostakowicza od
Verdiego, ale jakoś mi się udało. Więcej – sądzę, że ta wiedza w życiu
analityka pomaga.
Bo
jak trzeba spędzić kilka dni i przebrnąć przez miliony rekordów danych, wyłuskać
z nich coś sensownego, przygotować raporty, analizy i zestawienia to po
pierwsze TRZEBA SIĘ SKUPIĆ, a to wbrew pozorom nie jest łatwe na „ołpenspejsie”,
nawet mając swoje własne biuro, nawet pracując w domu dobrze mieć coś, co
pomorze się skupić. Można ćwiczyć techniki medytacyjne, można wspomagać się tym,
co poleci miła aptekarka, ale można też włączyć muzykę. Na jakiejś rozmowie rekrutacyjnej nawet usłyszałam,
że „to DOBRZE (dobrze?! wtf?!), że potrafię się wsłuchać i zrozumieć muzykę
klasyczną bo to znaczy, że mam dość cierpliwości by się wczytać i zrozumieć liczby”.
Nietrudno
znaleźć wyniki badań (oczywiście, że amerykańskich naukowców), że muzyka pomaga
w skupieniu – ma być to muzyka, która odgrodzi od otaczających dźwięków,
ale z drugiej strony nie będzie
inwazyjna i nie będzie rozpraszać bo umysł „przeskakujący” między skupieniem
nad pracą a muzyką męczy się jeszcze bardziej (więc teoretycznie rap, techno,
pop, disco odpadają). Ma być nieinwazyjnie.
Na wszelkich playlistach „intense studying” i „music to focus” króluje Mozart,
ale, że jego nazwisko rymuje mi się z angielskim „fart” to sobie podaruję, poza
tym to zbyt banalne…przedstawię Wam Pana, którego ja męczę, kiedy
wspomagacze koncentracji są mi niezbędnie potrzebne – Steve Reich.
Jego
monotonnie pulsacyjne dźwięki idealnie tworzą barierę przed światem
zewnętrznym, a (tym razem wcale nie pejoratywna!) monotonia pozwala nam utrzymać
muzykę „z tyłu głowy” i nie przeszkadza nam w skupieniu nad zadaniem. Można też odruchowo pomachać nóżką ;)
Reich był też często
przywoływany w kontekście tegorocznej edycji Warszawskiej Jesieni i pojawienia się
pojęcia Dynamistatyka – bo taki jest
właśnie Reich – niby dźwięki płyną, niby się zmieniają, ale w warstwie rytmu i
długości dźwięków istnieje taka jednorodność, że jednocześnie mamy wrażenie, że
nic się nie zmienia. Stałe zmienności, zmienna stałość. I dość szczególne
przeżycia estetyczne.
A
tak naprawdę to jest jeszcze inna przyczyna, dla której uważam to, co pisał
Reich za muzykę ciekawą dla analityków, czy innych umysłów ścisłych – tak samo
jak Stockhausen i Nono – pisał swoja muzykę nie tyle dla wzbudzenia w odbiorcy
emocji – muzyka jest wynikiem metodycznej pracy, eksperymentów, poszukiwania, negowania
tradycyjnych technik kompozytorskich. Ale więcej o tych eksperymentach – poddanie
muzyki prawu serii, traktowanie muzyki/dźwięków jako punktów, pierwsze
eksperymenty z elektroniką, utwory grane wg wykresów giełdowych, czy muzyczne eksperymenty na roślinach O.O – to może następnym razem.
Teraz
muszę zrobić raport…
no dobrze dorzucę jeszcze to - trochę pewnie perwersyjnie, ale naprawdę pomaga się skupić, odciąć i odpłynąć. mam nadzieję, że nie tylko mi...