Przy podsumowaniach roku i na początku nowego ten tekst jakoś nabiera mocy - i dobrze, że przeleżał ponad miesiąc. bardziej pasuje do przełomu roku niż końca listopada, kiedy został napisany.
Dość przerażająco pewnie zabrzmi skrót pewnego wieczoru piątkowego w Warszawskiej Operze Kameralnej bo obrazek na pierwszy rzut oka wglądał tak: łysa śpiewaczka z dość cyniczną i zgorzkniałą manierą śpiewała po niemiecku moralizujące Siedem Grzechów Głównych Bertolda Brechta do muzyki Kurta Weilla. tak - łyska śpiewaczka, po niemiecku, moralizatorsko.
zdj. InSpatium |
Sama bym się przeraziła gdyby mi to ktoś opowiedział, ale ja moi drodzy tam byłam i wyznać muszę, iż ubolewam, że po 30 minutach nastąpił koniec. I że z chęcią bym tę przygodę powtórzyła. Można by się czepiać nieco tego, co na scenie się działo poza siedzącą w fortelu śpiewającą. Bo poza nią reszta mogłaby dla mnie nie istnieć - nie upieram się przy tym jakoś stanowczo, ale jednak, za dużo mi było tych wijących się ciał. A to, co głosem było tworzone i jak ten Kurt Weill został zaśpiewany!! Nic mnie tak nie porwało do czasu Zamku Sinobrodego w TWON.
Można by przypuszczać, że to kwestia nie śpiewaczki, a treści - historii młodej dziewczyny, która poznaje świat i życie i coraz bardziej właśnie... gorzknieje, staje się cyniczna, chciwa, zachłanna i bezwzględna. Nie będę się wypierać, że mnie ta historia poruszyła. Ale jest ona sformułowana na takim poziomie ogólności, że może dotyczyć dziewczyny każdej. I każda dziewczyna zobaczyć to powinna. Szamotanie się między ciałem a uczuciem, między świetlaną karierą a tęsknotami. Taki rachunek sumienia raz na jakiś czas zdrowo jest sobie zrobić. I przypomnieć sobie finałowe "NIE ZMARNUJ MŁODOŚCI"
I zdecydowanie jest to nr 1 wszystkiego, co w 2015 roku słuchać i oglądać mi się zdarzyło!
Łysa śpiewaczka, po niemiecku, moralizatorsko to musiało być ciekawe przeżycie :)
OdpowiedzUsuńno właśnie było super :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę!
OdpowiedzUsuń