poniedziałek, 12 października 2015

Mindfullness to ściema

spokój, focus, meaning of life, kontemplacja,



Tytuł nieco prowokacyjny, a przyczynkiem do tego posta był mój poprzedni o złości (TU). Zaczęłam się zastanawiać nad związkami mindfullness i muzyki poważnej. Bo że praktyka uważności to aktualnie jedno z modniejszych haseł nie ulega wątpliwości. Linki, oferty i reklamy warsztatów medytacji, bycia w momencie, redukcji stresu, zachęcenie do zwolnienia tempa i przyglądania się życiu widzę na każdym kroku i w każdym otwartym okienku przeglądarki.
No super.
Łącznie ze sławnym wywiadem z Zuzą Ziomecką (tak, przeczytałam z ciekawości - w końcu kiedyś była naczelną Activista i Przekroju) o tym, jak zabiegana i zapracowana przedstawicielka pokolenia 30latkow postanowiła zwolnic tempo i nie pracować 18 godzin na dobę i nie hulać na imprezach cały weekend.
No super. Winszuję.
Poszperałam też, żeby się dowiedzieć więcej i tak oto:
  • Mindfullness zwiększa zdolność koncentracji
  • Mindfullness pozwala radzić sobie ze stresem
  • Mindfullness pozwala odzyskać kontrolę nad swoim życiem codziennym
  • oczywiście jedną z głównych technik jest medytacja
No super.
To teraz wypadałoby rzucić kilka truizmów na temat muzyki poważnej:
  • Muzyka poważna puszczana małym dzieciom zwiększa ich zdolności intelektualne
  • Muzyka poważna korzystnie wpływa na koncentrację
  • Muzyka poważna może mieć wpływ na wydzielanie endorfin i działanie narządów wewnętrznych (TU trochę więcej o tym)
To wiedzą wszyscy. A ja jeszcze sobie pomyślałam  o godzinach spędzonych w filharmonii na koncertach - na których trzeba wyłączyć telefon, skupić na utworach trwających znacznie dłużej niż przeciętne piosenki w radio i o tym, jak silne skupienie...jest potrzebne? nie- ono samo przychodzi, to się ćwiczy, jak mięsień. Pomyślałam, ile rzeczy w trakcie takich koncertów można sobie przemyśleć, poukładać, na ile pomysłów wpaść. Bo w końcu mamy warunki by w spokoju, nigdzie się nie spiesząc spędzić godzinę, czy dwie. Czy to nie brzmi jak jakiś rodzaj medytacji? Pomyślałam wreszcie o tym, że zawsze jakoś wolniej i spokojniej wracam z opery niż tam wchodziłam, o tym, że musząc się skupić w pracy nad jakimś raportem najchętniej włączam Pendereckiego. I że nie wiem, co miałabym zrobić, żeby jeszcze bardziej zwolnić tempo życia.
 
Czy to nie wygląda podobnie do tego, co serwują trenerzy m-f? Jasne, pewnie nie całe spektrum, ale w dużej mierze jest to zbieżne i myślę, że osoby często słuchające muzyki klasycznej, czy poważnej w mniejszym stopniu potrzebują treningów medytacyjnych i bycia w momencie - bo już to mają wytrenowane. Więc nie, mindfullness to nie ściema w pełnym tego słowa znaczeniu - to inna nazwa na coś, co istnieje od dawna, ale widocznie potrzebny jest szum marketingowy by do poniektórych dotrzeć. I trochę szkoda bo bilet do filharmonii jest na pewno tańszy niż modne warsztaty u modnego trenera..
 

2 komentarze:

  1. Nie na każdego działa dobrze muzyka poważna. Znam osoby, które nie potrafią się przy niej skoncentrować, tym bardziej zrelaksować. Co do mindfullness... jak zawsze Polacy musieli pochłonąć amerykańskie słówko i propagandę.. :)) Zatrzymaj się, żyj chwilą... to to samo co midfullness... ale tak jak piszesz, trzeba na tym zarabiać, robić certyfikaty, szkolenia, warsztaty i inne GŁUPOTY!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. daleko mi do zmuszania ludzi siłą żeby klasyki słuchali i ją kochali - aż takim ortodoksem nie jestem, ale myślę sobie, że ten brak tolerancji dla muzyki poważnej z nieprzyzwyczajenia może wynikać i CZASAMI trochę cierpliwości i dobrych chęci by ja poznać wystarczy :)

    OdpowiedzUsuń