piątek, 30 października 2015

mroki lochów i piwnic

Muzyka halloweenowa - taka, którą można dzieci straszyć w ciemnym zakątku, i od której ciarki przebiegają po plecach. Ja, jak wiadomo, miłośniczką kameralistyki nie jestem, więc akurat dźwięki monumentalne, symfonie i basy łamiące żebra bardzo mi są po drodze.

Zacząć trzeba o klasyka, rzeczy najoczywistszej i takiej, która sama się nasuwa - toccata i fuga  Bacha. Nic więcej nie trzeba pisać - idealny podkład do obrazków Drakuli podnoszącego się z trumny w ciemnym gotyckim zamczysku, a tę wizualizację mogę bez końca oglądać.



Druga rzecz nieco mniej oczywista - Fluorescencje Pendereckiego. napisane na Warszawską Jesień w '69 roku i nawet widownia i krytycy WJ uznali, że Penderecki przesadził, a widownia i krytycy WJ dużo dziwnych osobliwych rzeczy słyszeli.... to było apogeum sonoryzmu (zgrzytanie, pukanie, faktury zamiast melodii, o resztę pytajcie Wikipedii) w twórczości maestro, od tamtej pory powraca do stylu tonalnego. Na szczęście lub nieszczęście. Jeszcze w ramach ciekawostek - w tym samym stylu sonorystycznym napisane były Polimorphia, czy De Natura Sonoris wykorzystane w soundtracku  Lśnienia (tak- TEGO Lśnienia) . btw - czy na tym zdjęciu maestro nie wygląda tyć diabolicznie?? :)




Noooo i wreszcie. Czy jest coś bardziej mrocznego niż muzyka Beli Bartoka? Coś bardziej niepokojącego i wywołującego ciarki na plecach? Powiem Wam - NIE (no dobra, jest - Carina Burana carla Orfa, ale z zupełnie innych przyczyn i nie wpisuje się w Halloween). Pierwszy raz Bartoka usłyszałam w Operze Narodowej na premierze "Zamku Sinobrodego". Historia znana ? na pewno panny, które "Biegnącą z wilkami" czytały będą wiedzieć - młoda, piękna i niewinna wprowadza się do zamku starego i niebezpiecznego brodatego. Zamek staje się jej domem, panna może z niego korzystać, wchodzić, gdzie chce, poza jedną komnatą, a kobieca ciekawość właśnie tam młodej pannie każe zaglądać. Dalej to już się domyślacie - krzyk, strach i krew, ale czy happy end?  Cudowna niwa do popisów interpretacyjnych dla psychoterapeutów, idealna historia do opowiadania w noc duchów, a w kontekście muzycznym - Bartok badał dość intensywnie muzykę ludową (Węgier oczywiście) i wykorzystywał w pisanych utworach, dla mnie tam ziemie drży w posadach, a i libretto opery napisane jest po węgiersku - co wg mnie tylko wzmacnia wrażenie mroku, węgierski jednak jest specyficzny. 
Jeśli to Was nie poruszy, to już nie wiem, co by mogło, fragment z  "Zamku Sinobrodego" Beli Bartoka, wokale trochę tu pomagają, trochę przeszkadzają, skupiłabym się raczej na muzyce....mrrrrr, te trąby i tuby. Wrota piekieł się otwierają,.

całość TU 
lepszej jakości niż ten krótki fragment, nagranie BBC jednak zobowiązuje

a w Warszawie Sinobrody do posłuchania w lutym w Teatrze Wielkim, Operze Narodowej - ja już swój bilet mam, a Wy?




i deserek
przyznacie, że urokliwe nutki?
po bardzo niepozornym początku szaleńczy koniec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz