wtorek, 3 listopada 2015

koncerty do zwiedzania


awake your creativity, unusual concert



Muzyka rozgrywa się w czasie. Mniej oczywiste się wydaje, że może się rozgrywać w przestrzeni. Przyzwyczajeni jesteśmy, że utwór jest określony – wiadomo, jak ma brzmieć, wiadomo, kiedy jakie partie słychać bardziej, kiedy solista, kiedy mocniej, a kiedy ciszej. Warszawska Królikarnia jednak w halloweenowy weekend sprawiła gościom psikusa i postawiła wszystko na głowie organizując dwa dni KONCERTÓW DO ZWIEDZANIA. Nie dość, że koncert w muzeum, to jeszcze koncert do zwiedzania..
Kilka sal, kilku muzyków (właściwie same kobiety były to kilka…muzyczek? ;) na początku było łatwo – w jednej sali, muzycy obok słuchaczy, w jednym kręgu, załamując odwieczną i świętą granicę scena- widownia (Xenakis się kłania). Ciekawostka, ale jeszcze nie rebelia. Potem się zaczęło robić ciekawiej – muzycy w kilku salach, niekoniecznie się widząc, a wykonujących jeden utwór, każdy swoją część na innym instrumencie. Publiczność mogła dowolnie się po salach przemieszczać (zwłaszcza dzieciakom się podobało..). Ale teraz – w którym miejscu utwór brzmiał naprawdę? Czy tam, gdzie solista, a fortepian słyszany nieco ciszej (bo grał w innym pomieszczeniu)? Czy przy pudle fortepianu z oddali tylko słysząc głos solistki? Pod koniec wszyscy muzycy zaczęli się przemieszczać względem siebie i względem publiczności, publiczność też swoimi ścieżkami i obłęd już zupełny powstał. I właściwie każdy był na innym koncercie – bo słyszał co innego! I jak tu się odnaleźć?
Było mi na początku trochę dziwnie. Przyzwyczajona do narzuconych form, biernego bądź co bądź uczestnictwa nastawionego na odbiór, interpretację, próby zrozumienia muzyki w fotelu z numerkiem wskazanym na bilecie, trochę nie mogłam się odnaleźć wśród wędrujących słuchaczy, a co dopiero wędrujących muzyków. A tu się wchodzi w interakcje, wytyczając swoją ścieżkę zwiedzania tworzy się własną wersję utworu. I niczyja nie jest jedyna właściwa, niczyja nie jest zła. 
Nie był to projekt najbardziej innowacyjny – od lat się eksperymentuje z muzyką i przestrzenią (patrz: kwartet smyczkowy Stockhausena grany z helikopterów(!), nawet na tegorocznej edycji Warszawskiej Jesieni były instalacje głośników wirujących wokół słuchaczy), ciągle są to jednak projekty raczej okazjonalne, organizowane jako ciekawostka, więc tym fajniej, że nie zdarza się to tylko raz na parę lat. I bardzo polecam następne edycje (liczę, że będą!) albo uczestnictwo w podobnych projektach. Postawienie wszystkiego na chwilę na głowie może tylko tej głowie dobrze zrobić. Bo to nie tylko ciekawostka muzyczna - nasz mózg generalnie lubi jak się go zaskakuje. Lubi niespodzianki i nieoczekiwane zmiany, nowinki i nowości, lubi się uczyć. SCAMPER? Kapelusze De Mello? Ktoś coś?  Bardzo lubię tę teorię, że kreatywność to umiejętność i można ją wyćwiczyć - dlatego warto zmieniać codzienne rytuały, które wykonujemy mechanicznie, na „autopilocie”, dlatego wejście na stół albo położenie się na podłodze lub jakakolwiek zmiana perspektywy i punku widzenia może podsunąć nowe pomysły, po to warto zmieniać drogę z pracy do domu, żeby mieć okazje zobaczenia czegoś nowego i bardziej uważnie przeżyć te kilkanaście  minut, dlatego nawet „gdybanie” nas rozwija bo używamy wyobraźni i uruchamiamy nowe obrazy, tak samo, jak robienie notatek w formie mapy myśli, czy zwiedzanie koncertu w muzeum - przyda się nie tylko dyrektorom kreatywnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz