środa, 10 lutego 2016

dwa sezony w dwa wieczory


Jeśli akurat nie szusujecie na nartach w Aspen to nie ma innej lepszej rozrywki na zimowe wieczory niż dobry serial, wiadomo. Wydawać by się mogło, że to rozrywka najdalsza obcowaniu z muzyką klasyczną, ale znalazłam dwie perełki, które oba tematy łączą - dwa seriale z muzyką klasyczną w tle. Flesh and Bone o młodej dziewczynie zaczynającej karierę w nowojorskim balecie i Mozart w dżungli o ...młodej dziewczynie zaczynającej karierę w nowojorskiej filharmonii.

Historyjki teoretycznie podobne i tendencyjne i nieodkrywcze, ale przecież szukamy rozrywki! Nie muszą to być traktaty filozoficzne. Mimo podobnego zarysu fabuły to dwa zuuupełnie różne klimaty - Flesh and Bone dość mroczny, a Mozart - porządny kawałek rozrywki - kolorowy, miły, taki przy którym można się pośmiać, gdzie filharmonicy traktują się jak rodzina, a imprezują raczej jak rockendrolowcy czy hipisi (w pierwszym odcinku gra w butelkę w wersji dla muzyków jest powalająca! a w drugim sezonie warto zobaczyć, jakie narkotyczne wizje mają dyrygenci ;D ). We Flesh and Bone młoda dziewczyna trafia w branżowe bagienko, gdzie nikt z zespołu jej z otwartymi ramionami nie wita i musi swoje wywalczyć, do tego mroczna tajemnica i apodyktyczny choreograf (całkiem mocny punkt całego serialu swoją drogą).  Skoro już przy męskich mocnych punktach jesteśmy - w Mozarcie młody dyrygent (znajoma twarz jeśli ktoś oglądał Złe Wychowanie czy Amorres Perros) chętniej złamie wszelkie konwenanse i zasady niż włoży się w garnitur, żeby było mało -przyjeżdża na próby na rowerze razem ze swoją papugą. Istny cyrk. I to chodzi - szaleństwo, pasja i dobre emocje. To właśnie jest w Mozarcie - sam scenariusz nie jest może najwyższych lotów, ale reżyseria i plejada znanych hollywoodzkich aktorów robi wrażenie - bo aktorów tam grających kojarzy się z Mechanicznej Pomarańczy, Angielskiej Roboty, czy jak już wcześniej było - Amores Perros. 
Mozart ma jeszcze jedną przewagę - duuużo więcej muzyki klasycznej - właściwie cała ścieżka dźwiękowa jest oparta na klasykach (choć w rozmowach bohaterów padają "awangardowe" nazwiska Cage i  Reich) i można się bawić w zgadywanki oglądając - co właśnie słyszymy.
zdecydowanie lepiej bawiłam się przy Mozarcie, choć mroczne kulisy nowojorskiego baletu też są wciągające. Polecam oba.

A spoza "branżowych" muzycznych moimi hitami są:
The Knick
Utopia
Mr. Robot
Orange is a new Black
uprzedzam -świetnie zrobione, wciągają i nie wypuszczają tak łatwo.

Mozart w dżunglii












Flesh and Bone

5 komentarzy:

  1. "Mozarta..." chętnie obejrzę, chociażby dla "ojca Amaro", myślałam, że już wszystko widziałam z tym aktorem, ale o serialu nie pomyślałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. światek serialowy zaskakuje :) czasem mam wrażenie, że częściej zdarzają się lepsze produkcje serialowe niż filmowe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie słyszałam o żadnym z nich :o

    OdpowiedzUsuń
  4. O żadnym z nich nie słyszałam, a obydwa seriale wydają się interesujące. Jeśli któryś mi się spodoba, to nie zaznam spokoju do czasu obejrzenia wszystkich dostępnych odcinków :D

    OdpowiedzUsuń