piątek, 13 listopada 2015

3 kroki do polubienia muzyki poważnej

classical music


Tak wiem – nigdy nie lubiliście, nie podoba Wam się i już. Ale mam propozycję – przynajmniej spróbujcie. Bo to nie jest tak, że muzyka muzyce równa i albo się polubi albo nie. Muzyka poważna wymaga skupienia, trzeba się z nią obyć, trzeba NAUCZYĆ SIĘ jej słuchać. Niestety polska edukacja muzyczna jest jaka jest i w szkole nikt nie sprawił, że pokochaliśmy Szostakowicza, więc albo jesteś profesjonalnym muzykiem, albo w domu od dziecka słyszałeś klasykę bo rodzicie Cię "katowali", albo cała praca dopiero przed Tobą...  A zacząć trzeba od rzeczy łatwiejszych. Więc proponuję 3 proste kroki do polubienia muzyki poważnej, jeśli po tym eksperymencie powiecie, że nie, dalej Was nie ujmuje – nie będę się upierać i naciskać.


 1- muzyka filmowa – tak tak, nie zawsze sobie to uświadamiamy, ale to często muzyka nagrywana przy udziale potężnych orkiestr. Nazwiska Ennio Morricone, Hans Zimmer brzmią znajomo? Albo nie szukając daleko – Lorenz, czy Preisner. Może by od nich zacząć? Dobre głośniki, lampka wina, wspominając ulubione filmy, albo do samochodu na długie trasy ( muzyka z westernów jest najlepsza na takie wyprawy ;) )


2- klasyka klasyki  - spodobał się Zimmer? Muzyka z „Gladiatora” przyprawia Cię o przyjemny dreszcz na plecach? O to chodziło! to teraz podniesiemy poprzeczkę trochę wyżej. Choć wciąż przyjemnie będzie – Mozart, Vivaldi, Verdi, Puccini. Taki pop muzyki klasycznej. Łatwy i przyjemny.  Możemy się zacząć zbierać za opery,  theoperaplatform.eu będzie pomocna, albo po prostu bilet do tej najbliższej – takie tytuły, jak Tosca, Aida, evergreeny, od których można zacząć – nie zmęczą, może nawet zabrzmią znajomo. A wyjść z domu zawsze fajnie..
3 – głęboka woda - wszystkie operowe evergreeny zaliczone? Mozarta nucicie pod prysznicem? No to już możemy zaczynać fikołki, Chopin, Lutosławski, Penderecki z okresu sonorystycznego, czy nawet Stockhausen albo Xenakis.  Enjoy!
Wersja dla fanów techno – zanim zabierzecie się za punkt 1 to proponowałabym wcześniej  wyłączyć prąd i przypomnieć sobie jak brzmią prawdziwe instrumenty i dźwięki nieprodukowane komputerowo. Zaczęłabym od albumów unplagged – Metalica? Hey? Nirvana? Cokolwiek, gdziekolwiek słychać żywe instrumenty. Potem płynnie do punku pierwszego i dalej :)

7 komentarzy:

  1. No ciekawy eksperyment :) ja od dawna jestem na drugim etapie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. to czas wyjść ze strefy komfortu :) bo to przyjemna podróż będzie

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja stanęłam w połowie pierwszego punktu. Uwielbiam muzykę filmową i pewną dawkę muzyki poważnej staram się przyswajać, ale jednak muszę mieć odpowiedni nastrój. Jednak bardziej wolę po prostu jazz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zimmera uwielbiam:) Więc zostanę przy 2 etapie..to chyba nie czas na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Muzykę filmową mam już za sobą - od jakiegoś roku łapię się na tym, że coraz chętniej sięgam właśnie po tego typu utwory. Dzisiaj od rana chodzi za mną muzyka instrumentalna, niekoniecznie filmowa - katuję przede wszystkim Aesthesys. Klasyków sporadycznie włączam w pracy. ;) Ale żeby rzucić się na głęboką wodę jest chyba jeszcze za wcześnie.
    Bardzo mnie urzekło określenie "pop muzyki klasycznej" :)!

    OdpowiedzUsuń
  7. a dziękuję :) ale jest dość czeste , nie ja je wymyslilam - mowi się takj o utworach klasycznych powszechnie znanych - np. Bolero Ravela - chyba każdy zanuci ;) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń