poniedziałek, 21 września 2015

pika pum

ciężko inaczej oddać to, co sie dzieje na Warszawskiej Jesieni. Pika i puka. W tym roku różnych tempach - od najwolniejszych smolistych dźwięków po jazdę bez trzymanki i przytłaczające fale dźwięków. tematem ma być - UWAGA TRUDNE SŁOWO - DYNAMISTATYKA.  o dualności muzyki, o tym, że jest, a jakby jej nie było, o tym że płynie, a jakby stała i o tym, że nadmiar dźwięków i tempa zlewa się i zanika.

piątkowy - inauguracyjny koncert był właściwie lekkim wprowadzeniem  do tematu - od prawie niezauważalnej pierwszej części, delikatnie tylko dającej się zauważyć po zagęszczanie tempa i siły dźwięków pod koniec w Zones de Turbulences. turbulencje w życiu przeżyłam juz silniejsze, bywało. te lekko tylko poczułam. a ciekawostką koncertu była pianistka ostatni utwór grająca - odziana w "sznurki i piórki". wyglądała jak z anime wersji dla dorosłych, ale z utworem - nie można jej tego odebrać poradziła sobie znakomicie. całość koncertu grała orkiestra NOSPR, warszawska orkiestra symfoniczna, żeby było zabawniej grała we Wrocławiu na zakończenie Wratislavii Cantans i inauguracji NFM symfonię Mahlera(proszę zapamiętać to nazwisko, jeszcze się kiedyś pojawi ;) )
i jeszcze jeden smaczek, dla którego koncerty inauguracyjne Warszawskiej Jesieni odwiedzić warto niezależnie od późniejszego repertuaru -zawsze jest otwierany Mazurkiem Dąbrowskiego - i wyznać muszę w wersji symfonicznej chwyta za serce.



dzisiejszy, poniedziałkowy koncert - koncert Tale Ensamble, zdecydowanie plasował się w części opowiadającej o braku muzyki i spokojnych temp. i chyba się w końcu nauczę, że koncerty kameralne w tygodniu, po pracy to nei jest dobry pomysł. o ile się nie chce zdrzemnąć w przyciemnionej sali w wygodnym fotelu.



w piątek "transmedialna" kompozycja Jagody Szmytki... banalnie nie będzie ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz