poniedziałek, 28 września 2015

weekendowy maraton

Po takim weekendzie jak ostatni to by się następnych kilka dni wolnych przydało, żeby nadmiar wrażeń odreagować. I nie – nie startowałam w Maratonie Warszawskim, nie przebiegłam 40 kilometrów, ale chcąc dotrzeć na zaplanowane koncerty w weekend, w obrębie miasta prawie 100  km pokonałam.


trasa: Ursynów – Wawer – Ursynów
Na koniec Warszawskiej Jesieni szumnie zapowiadane „dzieło” Jagody Szmytki LOST -transmedialne awangardowe Talent Show. Że też nic mnie cholera nie tknęło..
Czapki z głów przed organizatorami. Bo żeby pastisz talent show organizować w studiu ATM, gdzie piętro niżej w dokładnie tym samym czasie nagrywano Taniec-z-Wiadomo-Kim to trzeba mieć fantazję nieziemską. I tu by się skończyły moje dobre skojarzenia z tym wieczorem. Bo próbuje sobie przypomnieć, czy między migającymi światłami, świecącymi cekinami, inscenizowanymi wywiadami z występującymi „gwiazdami”, ich wersjami powszechnie znanych przebojów, czy tam było coś muzycznie ciekawego. Hm, po jednej z bardziej utalentowanych kompozytorek polskich (filozofka i kompozytorka z Legnicy,  i link do Jej strony czegoś innego się spodziewałam. Przeładowanie bodźcami- bo oprócz śpiewania i wywiadów były jeszcze wizualizacje i odcinki autorskiego serialu - i wszystko przez półtorej godziny, tylko po to by na koniec się dowiedzieć, że cały performance to metafora złożoności osobowości Millenii (przedstawicielki pokolenia Millenialsów), za którą Autorka się uważa, i że bycie tą Millenią jest bardzo ciężkie. 


Dziękuję. To wiem i bez krzywdzenia swoich oczy i uszu w piątkowy wieczór. Millenialsi są wałkowani przez większość publicystów w prawo i lewo, i prawie już z lodówki wylewają się ze swoim smutkiem cierpienia i samotności w erze mediów społecznościach. Ale inna refleksja wydaje mi się ważniejsza po tym wieczorze – nie wiem, czy tak samo banalna jak rozważania o Millenialsach, ale przypomniał mi się tegoroczny PROJEKT P (Teatr Wielki udostępniał młodym kompozytorom przestrzeń na ich działania i przez trzy lata z rzędu wiosną można było zobaczyć efekty). „Requiem dla ikony” - opera o Jackie Kennedy. Kapitalna w treści – o kobiecie, której życie podporządkowane jest formie (ceremoniałom, rodzinie), a w formie znowu mocno popkulturowa (sama Jackie była przecież ikoną tego świata pop), ale Batman na scenie operowej? Kaczor Donald? Nie oburzam się. Z zaciekawieniem czekam, jak rozwijać się będą mariaże kultury wysokiej z POPem. Kupię POPcorn i rozsiądę się jak w kinopleksie by to obserwować w 3D.


trasa: Ursynów – Centrum – Ursynów
Po piątkowej zgrozie bardzo potrzebowałam czegoś, co mnie ukoi. Bardzo. I o dziwo znalazłam to w szaleństwie Szalonych Dni Muzyki, których kolejna edycja odbywała się w na Placu Teatralnym i w Teatrze Wielkim. Od piątku do niedzieli, 5 sal, koncerty od 10 rano do 22 i banalnie tanie bilety.  Nie jestem zwolennikiem spędzania na takich imprezach całych dni, biegania między jednym a drugim koncertem, po trzecim już nie pamiętając jaki był pierwszy. Więc w sobotę, zgodnie z założeniem było błogo i kojąco. Kwartety smyczkowe oraz panowie Schoenberg i Webern sprawdzają się w takich sytuacjach jak nic innego. Pewnie jeszcze kiedyś poświęcę im więcej czasu na blogu, póki co mała zajawka

W niedzielę wypadało się zdynamizować przed nadchodzącym tygodniem więc poddałam się lekkiemu tornadu dźwięków, które momentami spokojnie mogłoby być soundtrackiem do filmów grozy. Tu z kolei Bartok (tego pana KONIECZNIE proszę zapamiętać, albo nawet już zacząć kochać)

I żeby nie było, że tylko marudzę i narzekam - nie powiem, że ludzie szeleścili papierkami w trakcie koncertu, nie powiem, że panienka w pierwszym rzędzie bezczelnie filmowała, ale powiem za to: MŁODZI DO OPERY. Bo zaniżałam tam średnią wieku, a koncerty i cały festiwal były zbyt fajne żeby Was omijały :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz