sobota, 24 października 2015

co mi zrobił Chopin

Podtytułem tego postu mogłoby być hasło „co dał mi konkurs chopinowski” albo „jak zaprzyjaźniłam się z Chopinem” i a sprowadza się do tego, że do wszystkiego trzeba dojrzeć, wszystko musi mieć swój czas i miejsce.
Trzeba było mieć duże szczęście, żeby trafić na nauczycieli, którzy potrafili zafascynować Sienkiewiczem, Mickiewiczem, czy Chopinem (lub chociaż ich nie obrzydzić…). Przeważnie dość ponure mamy wspomnienia szkolne związane z tymi panami i dopiero lata później, gdy przez przypadek zdarzy się sięgnąć po to, co spłodzili, okazuje się, że DA SIĘ ich twórczość przyswoić, ale to niewielu się zdarza i właśnie przez przypadek.
Mniej więcej tak samo było ze mną i Chopinem. Różnych rzeczy słucham, lubię chodzić do filharmonii, trochę się znam na operze, ale Chopin…może niekoniecznie. I dopiero przy okazji tegorocznej edycji konkursu zdarzyło mi się posłuchać go dłużej(TU odc.1 moich przygód z Fryderykiem). Od pierwszej tury przesłuchań z lekkimi sonatami i preludiami, przez drugą z mazurami i polonezami po finały z koncertem e-moll w dziewięciu wersjach, już prawie pod prysznicem go nucę… Nie wszystko mi podchodzi, nie wszystkiego bym na dobranoc słuchała, ale zdecydowanie odczarowałam pana Fryderyka i widzę początek miłej znajomości. Być może kilka lat wcześniej by nie zaiskrzyło i nadal bym twierdziła, że „Chopin to niekoniecznie”, jednak tym razem zadziałało – kosztowało mnie to kilka godzin poświęconych na oglądanie i słuchanie konkursu, ale udało mi się odszyfrować, o co chodzi z fenomenem Chopina. Na pewno nie jest łatwo. Po pewnym czasie zaczyna się coraz więcej i więcej odkrywać. I nie tylko przysłowiowe łany zbóż, wierzby płaczące i tę tęsknotę za ojczyzną się słyszy w muzyce, ale emocje, a wręcz tornada. Materiał jest romantyczny- no nie da się tego obejść, więc na romantyzm i emocje słuchając Chopina trzeba się otworzyć, na ten natłok cierpienia i rozterek, i nieszczęść przeżywanych. Ale też tak sobie pomyślałam, że może właśnie tego nam brakuje? Słuchanie Chopina może być takim ćwiczeniem z emocji i odkrywania ich w sobie. Treningiem wrażliwości i odgruzowania się ze złóż cynizmu, rozczarowań i złości?
Widzicie - trochę czasu się poświęci Fryderykowi i można odkryć swoje wrażliwe "ja", o istnieniu którego prawie się zapomniało w codziennej bieganinie :)

1 komentarz:

  1. Tak, tak :) zgadzam się w 100% z ostatnimi dwoma zdaniami :) Dostrzegamy inny świat, troszkę jesteśmy -"wyżej" od przyziemnej szarości :)

    OdpowiedzUsuń